Przewodniczący SKOZK: zabytki nie są tylko dla turystów, muszą się z nimi identyfikować także mieszkańcy Krakowa.

– W obrębie Plant zameldowanych jest trzysta pięćdziesiąt osób, a na Rynku mieszka tylko siedem rodzin. To jest zła tendencja. Bardzo chcę zainicjować dyskusję o tym, jak spowodować odwrócenie tego trendu – zapowiada Borys Czarakcziew, przewodniczący Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa w rozmowie z Martyną Nowakowską. Tłumaczy, też dlaczego zgodził się stanąć na czele SKOZK i czemu służy „odmłodzenie” składu komitetu.

„Człowiek został stworzony do chodzenia i wszystkie wydarzenia w życiu – wielkie i małe – mają miejsce, gdy idziemy wśród innych ludzi” – pamiętasz, kto to napisał?
To pewnie Jan Gehl, prawda? W książce „Miasta dla ludzi”.

Podarowałeś mi ją kiedyś i do dziś często do niej wracam jako encyklopedii opowiadającej o ludzkim wymiarze miasta. A Ty gdzie i wśród jakich ludzi chodzisz, kiedy w Twoim życiu dzieje się coś ważnego?
Zaskoczyłaś mnie tym pytaniem – bardzo trudnym i osobistym. Myślę, że każdy człowiek stara się otaczać ludźmi, z którymi łączy go podobne spojrzenie na świat. Natomiast często musi się iść na pewien kompromis i pracować też z tymi, z którymi nie zawsze się zgadza. Ale wydaje mi się, że właśnie ta siła kompromisu jest podstawą sukcesu. Dążąc do celu trzeba czasami zrobić krok w tył, żeby dokonać czego dobrego.

 Pod koniec listopada ubiegłego roku zostałeś powołany na przewodniczącego Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. Łatwo było Ci podjąć decyzję i powiedzieć „tak”?
Nie. Bardzo trudno. Byłem zaskoczony tą propozycją, rozmowy trwały… Musiałem przemyśleć, jaki kierunek SKOZK pod moim przewodnictwem miały obrać. Doceniam to, co komitet zrobił do tej pory – jego wybitny skład i inspiracje do odnowy miasta, które jest tak kochane przez swoich mieszkańców. Tak zacne grono na czele z moimi poprzednikami trochę peszyło. Jednak zdecydowałem się, aby nie tylko służyć – bo to jest sprawa społeczna – ale przedstawiać pomysły, które zdopingują, by zabytki traktować jako nieodłączną część życia krakowian.

Bo zabytki są nie tylko dla turystów…
Turystyka oczywiście przynosi zyski, ale z zabytkami powinniśmy się identyfikować jako mieszkańcy miasta, bo są dziedzictwem narodowym. Kandydując chciałem znaleźć pomysł, jak sprawić, żeby Kraków, który ma jeszcze dużo do zrobienia w sferze ratowania zabytków, podążał tą drogą. SKOZK dotychczas wydatkował ponad miliard złotych na rewaloryzację zabytków Krakowa i jest jedynym takim powołanym multidyscyplinarnym ciałem w mieście, jednak nie wypowiadał się głośno o tym, jak te zabytki mogą być wykorzystane. A ma do tego pełne prawo. To jest wyzwanie zupełnie zbieżne z myśleniem właściwym dla XXI wieku – podejmujemy wielowymiarowe decyzje, a ich wykonanie powierzamy specjalistom. To jest esencja pracy SKOZK-u.

I rozumiem, że ta wizja multidyscyplinarności doprowadziła do powołania nowych członków komitetu? Przypomnijmy, że znalazły się tam takie nazwiska jak Piotr Kempf, Izabela Błaszczyk czy Marcin Jędrychowski.
Dokładnie tak. Powołanie nowych członków było konieczne. A te powołania, które miały miejsce w ostatnią środę to nominacje na miarę XXI wieku. Wszyscy mamy prawo wypowiedzieć się wielotorowo, jak chcemy widzieć Kraków – a SKOZK na ten obraz wpływa. Nie ma tutaj żadnej sprzeczności – wręcz przeciwnie, to jest odpowiedź bardzo wprost na to, jak powinniśmy kształtować gremia decyzyjne w aspekcie przestrzeni miejskiej.

Czy Twoim zdaniem Kraków i jego mieszkańcy są gotowi na ten „odmłodzony” komitet? Pojawiają się głosy, a raczej zarzuty, że dotychczas był on niemal wyłącznie profesorski, a obecne zmiany są zbyt daleko idące.
Na tle innych miast Kraków zawsze miał o wiele większe zainteresowanie społeczne tym, co się dzieje w mieście, a także bardziej krytyczne spojrzenie, dlatego te głosy mnie nie dziwią. One utwierdzają mnie w przekonaniu, że zapadły dobre decyzje. Można oczywiście kwestionować nazwiska, natomiast wystarczy przeczytać CV nowo powołanych członków komitetu, by zrozumieć, że nie znaleźli się tam przypadkowo. Wielu z nich zostało już wcześniej docenionych – zarządzają dużymi i ważnymi krakowskimi instytucjami. Nieco wcześniejsze, bo dokonane w listopadzie zeszłego roku, wzmocnienie SKOZK-u przez dwóch profesorów, którzy są historykami sztuki i zarazem szefami dwóch czołowych w skali całej Polski muzeów, połączone z moją praktyczną wiedzą było przemyślanym działaniem Kancelarii Prezydenta. To również jest pewnym sygnałem, że należy działać wspólnie, by podejmować trafne decyzje.

To pierwszy taki przypadek, że czynny architekt został przewodniczącym Społecznego Komitetu Odnowy Zabytów Krakowa. Na ile wykonywany zawód pomaga Ci w pełnieniu nowej roli? A może stanowi problem?
Absolutnie uważam, że osoby działające w SKOZK-u muszą przestrzegać zasady braku konfliktu interesów. Od razu zadeklarowałem, że nie będę zaczynał żadnych nowych zawodowych projektów związanych z tematem zabytków. Wiele takich propozycji już do mnie spłynęło, ale odmówiłem. Nie będę się tym zajmował, nie mogę rodzić kontrowersji. Zawód architekta mi pomaga, bo jesteśmy przygotowani do tego, żeby koordynować prace zespołów wielozadaniowych i wieloosobowych, a ta umiejętność w komitecie bardzo się przydaje. Ponadto znam cały proces budowlany łącznie z procedurami konserwatorskimi, co jest bardzo istotne przy realistycznej ocenie potrzeb.

 Jakie są przykłady ostatnich spektakularnych działań SKOZK-u?
Na pewno zakończona z wielkim sukcesem, trwająca sześć lat renowacja ołtarza Wita Stwosza, na co komitet przeznaczył dziewięć i pół miliona złotych. Renowacja grobów królewskich, uratowanie romańskiego portalu na Zwierzyńcu, który bez interwencji konserwatorskiej utracilibyśmy bezpowrotnie. Ale to także bezustanne odnawianie kamienic, obok których przechodzimy na co dzień. Tutaj trzeba oddać hołd konserwatorom – poziom konserwacji zabytków staje się coraz wyższy, na co oczywiście mają też wpływ dotacje SKOZK-u.

Podczas pandemii miasto się wyludniło. Wielu z nas zaczęło zwracać uwagę chociażby na architektoniczne detale, które wcześniej ich wzrok zupełnie pomijał. Ja sama ze wstydem przyznaję, że dopiero niedawno na Kościele Mariackim zauważyłam tablicę upamiętniającą prof. Tadeusza Chrzanowskiego, jednego z Twoich poprzedników.
Komitet współfinansuje bardzo istotne projekty z punktu widzenia ratowania dziedzictwa – ono nie jest tylko krakowskie, ono jest europejskie. Uhonorowanie profesora Chrzanowskiego na elewacji kościoła Mariackiego świadczy o tym, jak SKOZK wpisał się w życie Krakowa. Pokazuje, że krakowianie doceniają ludzi, którzy ofiarują swoją wiedzę nie oczekując wynagrodzenia. Przypomnę, że wszyscy członkowie tego gremium pracują w komitecie całkowicie społecznie.

Sytuacja, w której wszyscy się znaleźliśmy stawia przed nami nowe wyzwania. A jakie wyzwania stoją przed Społecznym Komitetem Odnowy Zabytków Krakowa w XXI wieku?
Pandemia spowodowała przyspieszenie procesów, które zaistniały w świecie. W odniesieniu do miasta powstało wiele zjawisk, z którymi musimy się zmierzyć. To nowy sposób komunikacji, większa digitalizacja naszego życia, a także bardzo poważne wyzwanie związane z ochroną klimatu. Na ten temat mówiła Ursula von der Leyen w swoim orędziu o stanie Unii Europejskiej proponując program New European Generation, w którym położyła wielki nacisk na zielony ład.

A budynki są przecież największymi konsumentami energii.
Tak, i trzeba coś z tym zrobić. Proponowana fala renowacji ma objąć w całej Unii Europejskiej bardzo dużą ilość budynków – ponad 80 procent tych, które zostały wybudowane w ubiegłym wieku. Trzeba podejść do tego bardzo ostrożnie, biorąc pod uwagę, że poprawianie efektywności energetycznej budynków zabytkowych jest ograniczone kwestiami natury konserwatorskiej. Ten program zakłada powstanie pewnego elementu nowej kultury europejskiej, w którym wszyscy mamy tworzyć ekologiczny ład nazywany nowym, europejskim Bauhausem. Jednak oprócz kontekstu ekonomicznego musimy zauważać i stosować w praktyce bardzo prozaiczny w koncepcji tego ładu aspekt – piękna przestrzeni.

Nasz ulubiony Gehl mówił o tym, że trzeba zacząć od życia i poczekać na budynki. To jest powrót do tej wizji, żeby przestrzeń miasta była budowana i rewitalizowana pod kątem codziennego życia mieszkańców, a nie odwrotnie.

To jest bardzo poważny problem. Spędzamy siedemdziesiąt procent naszego życia w budynkach, ale pozostałą część – między nimi. I to, co dzieje się między budynkami generuje nasze zachowania społeczne. Odgradzanie się, zamykanie sprzyja temu, co społecznie nazywa się ekskluzją. Jeżeli będziemy natomiast tworzyć przestrzeń, w której będziemy chcieli się spotykać, rozmawiać ze sobą, staniemy się bardziej tolerancyjni wobec siebie i otwarci na nowe impulsy. Kraków uchodzi za miasto tolerancyjne nie tylko dlatego, że przyjmuje wielu turystów, ale również wielu cudzoziemców w nim mieszka. A co jako pierwsze ściąga obywateli świata do Krakowa?

Zabytki?
My jako krakowianie nie zdajemy sobie sprawy, że mamy do czynienia z widokami, które powinny być objęte absolutną ochroną. Dla nas są powszechne. Wielu turystów przyjeżdża, żeby spojrzeć na Wawel z Mostu Dębnickiego czy z linii A-B na Kościół Mariacki, bo to jedne z najpiękniejszych widoków. Musimy stworzyć takie warunki, żeby właściciele i dysponenci tych budynków i terenów mogli je ratować i utrzymywać w dobrej kondycji. Musimy szukać pewnego balansu. Nie może być tak, że w pandemii centrum jest puste. To miasto umarło. To już jest wołanie o próbę odpowiedzi na pytania, jak przestrzeń między zabytkami powinna być wykorzystywana. Ona nie może być użytkowana wyłącznie komercyjnie – tam trzeba żyć.

Jednak Starego Miasta krakowianie nie zamieszkują już od dawna…
To serce Krakowa. W obrębie Plant zameldowanych jest trzysta pięćdziesiąt osób, a na Rynku mieszka tylko siedem rodzin. To jest zła tendencja. Bardzo chcę zainicjować dyskusję o tym, jak spowodować odwrócenie tego trendu. Bo przestrzeń i dziedzictwo, które pozostawimy dla następnych pokoleń będzie świadczyło o nas. A musimy wiedzieć, że ten, kto nie dba o przeszłość, nie jest w stanie budować przyszłości.

Rozmawiała Martyna Nowakowska

 

Tagi: